Poniżej wklejam treść mojego ostatniego listu do subskrybentów newslettera. Robię to, by rozszerzyć zasięg tego przekazu... Hmm, jeśli ktokolwiek czyta to właśnie tu, proszę, niech napisze do mnie. Byłaby to miła niespodzianka :)
Tutaj można zapisać się na newsletter (tylko po polsku)
Skąd te kalendarze właściwie? (Moje dążenie)
Środa, to chyba dobry dzień. We środę potrzeba jakiejś odskoczni. Może zrobię z tego regułę? Ale przechodząc do meritum…
Czuliście kiedyś chęć powrotu do technologii, która wyszła z użycia, wyszła z mody, wyszła z powszechnej świadomości? Technologii, którą sami pamiętacie sprzed lat lub nawet, której nie doświadczyliście sami, lecz dowiedzieliście się o jej istnieniu, zobaczyliście stare zdjęcia, nagrania, przeczytaliście opis w książce, którą akurat czytaliście? Technologii, o której w niektórych kręgach trochę głupio jest nawet wspominać, żeby nie wyjść na dziwaka, bo „Coś ty, zatrzymałeś/łaś się w poprzednim wieku? Teraz da się lepiej, szybciej, efektywniej!”
Ja na takie pytanie, bez zastanowienia mogę powiedzieć, że tak. Tęsknię za odtwarzaniem muzyki z płyt i kaset, tęsknię za podświetlanymi czerwonawą żaróweczką skalami fal radiowych czy potencjometrów, tęsknię za przedmiotami, których można dotknąć, ustawić ręcznie, które mają jedną prostą funkcję, nie rozpraszające moich myśli dodatkowymi gadżetami.
W dobie postępującej cyfryzacji tęsknię za fizycznością.
Z tej tęsknoty właśnie rodzą się moje przyzwyczajenia. Nie mam co prawda przestrzeni na płyty, ale np czytam tradycyjnie drukowane książki, szeleszczące papierem, gdy przekręcam stronę. Na mojej ręce już wiele lat temu zagościł zegarek, który nie jest podłączony do internetu, nie odbiera wiadomości, nie kusi milionem różnych aplikacji, tak jak telefon, na który zerkałem sto razy dziennie, niby to by sprawdzić godzinę.
I tu właśnie pojawiają się papierowe kalendarze. Są częścią tego samego trendu w moim życiu. Co roku zawieszamy na ścianie nowy kalendarz, by zapisywać w nim wydarzenia, wyjścia i sprawy do załatwienia. Od 2017 roku kalendarze tworzę sam. No, może nie całkowicie sam. Ci z was, którzy pamiętają pierwszą edycję, wiedzą też, że drukowanie własnych plansz w drukarni i własnoręczne ich montowanie okazało się nie tylko zbyt pracochłonne, ale i zbyt kosztowne przy ilościach detalicznych. Dlatego zdałem się na jedną z firm oferujących profesjonalne usługi w tym zakresie, a sam skupiłem się na corocznym tworzeniu grafik.
W tym roku, ci z Was, którzy zakupili moje kalendarze, obserwują wraz ze zmieniającą się przyrodą, adekwatne zmiany na kolejnych kartach kalendarza. Każda pora roku, to jeden krajobraz, jedno zwierzę, jedna charakterystyczna roślina Czy rozpoznaliście wszystkie? Podpowiem, bo to chyba była najbardziej nieoczywista rzecz, że te kwiaty, spośród których wybieraliście, były inpirowane kwitnącymi mirabelkami.
Co przyniesie następny rok? Jeszcze nie wiem. Napiszę Wam, gdy tylko jakiś pomysł rozgości się w mojej głowie na tyle, żebym wiedział, że to właśnie to.
Tymczasem zachęcam Was, jak zwykle, to podzielenia się z kimś tym newsletterem. Z kimś, kto tak jak ja i Wy, lubi powiesić na ścianie prawdziwą, ładną rzecz, pomimo że może nie jest tak wygodna, jak kalendarz w chmurze synchronizujący się automatycznie na wielu urządzeniach...
Pozdrawiam serdecznie i do przeczytania!