(Nie)cnoty / (Not)virtues
PL
Pewnym paradoksem współczesnych norm obyczajowych jest, że zdajemy się nie dostrzegać różnicy między klasycznymi cnotami a ich przeciwieństwem. Nie tylko granice się zatarły pomiędzy nimi, ale przez to w ogóle zapominamy, czym cnoty są i dlaczego mielibyśmy chcieć się w nich ćwiczyć. Przeszliśmy drogę od podziału na cnotę i jej brak, jasnego podziału na to, co pożądane i to co niechciane, przez wyśmianie i zanegowanie wartości cnót, dalej po wypełnienie tak powstałej pustki przez wydźwignięcie do rangi cnót tego, co jest ich przeciwieństwem i w konsekwencji kompletnego zagubienia w hierarchii. Przestaliśmy nie tylko widzieć co jest lepsze, a co gorsze w nas, ale przestajemy w ogóle posiadać umiejętność takiej kategoryzacji.
Piszę znów o pewnych mechanizmach. Nie chodzi o „nas wszystkich” ani o kogoś w szczególności. Ani też o to, że dzieje się tylko tak i zmiany zaszły w pełni i są nieodwracalne. Nie. Chodzi o prawidłowość, którą zauważam. Kierunek zmian wydaje mi się, że dość powszechny. Wychodzę z obserwacji własnego życia i własnych zmagań. Dojrzewałem w przeświadczeniu braku wartości klasycznych cnót, były one co najwyżej przedmiotem żartów. Spowodowało to wieloletni, potężny zamęt w mojej hierarchii wartości, niemożność rozeznania, nieumiejętność wyboru kierunków rozwoju i podejmowania wyborów życiowych.
Przykład 1: wstrzemięźliwość.
Wstrzemięźliwości nie postrzegamy jako cnoty, nie widzimy w niej wartości, nie wychwalamy tych, którzy się w niej ćwiczą. Chcemy skutków wstrzemięźliwości (np szczupłej sylwetki osób, które potrafią powstrzymać się od obżarstwa), lecz chcemy ich bez pracy nad sobą, w której nie widzimy wartości. Przeciwnie, częste jest chwalenie się własną nieumiejętnością zachowania wstrzemięźliwego. „Och, jestem uzależniona od tych ciastek” słyszymy wymówione z wyrazem przyjemności, jakby to chodziło o pochwalenie się jakimś osiągnięciem, bez żadnej nuty skruchy i żalu z powodu takiego stanu, w jakim się znajduje ta osoba.
Przykład 2: cierpliwość.
„Nie mam do ciebie cierpliwości!” słyszę regularnie na ulicy. Matka do dziecka, mąż do żony itd. Mówione tonem oskarżycielskim, jakby ten brak cierpliwości leżał po stronie drugiego człowieka. A przecież to właśnie osobie mówiącej brakuje cierpliwości. Brakuje też refleksji, że cierpliwość można ćwiczyć, można się jej uczyć. I jest ona cnotą, jest bardzo wartościową umiejętnością, która otwiera przed nami horyzonty nowych możliwości. Pozwala wyjść z więzienia własnych prymitywnych emocji, zacietrzewienia i błędnych przekonań będących wynikiem mechanizmów obronnych, za którymi chronimy swoje ego.
Itd itd... aż po najwyższą z cnót - miłość, której obraz współczesna kultura spłyciła, wyśmiała, zadeptała. Nie ma być może większego i bardziej symptomatycznego dla naszych czasów kłamstwa, niż to powtarzane od lat, że „miłość stała się nic nieznaczącym frazesem”. To nie miłość się nim stała, to myśmy stracili umiejętność patrzenia na nią w odpowiedni sposób.
EN
A certain paradox of modern moral norms is that we don't seem to recognize the difference between classical virtues and their opposite. Not only have the boundaries blurred between the two, but because of this we forget at all what virtues are and why we should want to exercise them. We have traveled a path from the division between virtue and the lack thereof, the clear division between what is desirable and what is undesirable, through the ridicule and negation of the value of virtues, on to filling the void thus created by elevating to the status of virtues what is their opposite and, consequently, getting completely lost in the hierarchy. We have ceased not only to see what is better and what is worse in us, but we cease to have the ability to such categorization at all.
I am writing again about certain mechanisms. It is not about “all of us” or anyone in particular. Nor is it about the fact that it is the only thing that happens and the changes have taken place in full and are irreversible. No.
It's about a regularity that I notice. The direction of change seems to me to be quite common. I come from observation of my own life and my own struggles. I matured in the conviction of the lack of value of classical virtues, they were at best the object of jokes. This caused many years of powerful confusion in my hierarchy of values, inability to discern, inability to choose directions and make life choices.
Example 1: temperance.
We don't see temperance as a virtue, we don't see it as a value, we don't praise those who practice it. We want the consequences of temperance (for example, the slim figure of those who can abstain from binge eating), but we want them without working on ourselves, in which we do not see the value. On the contrary, it is common to brag about one's own inability to behave abstinently. “Oh, I'm addicted to these cookies,” we hear pronounced with an expression of pleasure, as if it were a matter of bragging about some achievement, without any note of remorse or regret for the state the person is in.
Example 2: patience.
“I have no patience with you!”I hear regularly on the street. A mother to her child, a husband to his wife, etc. Spoken in an accusatory tone, as if this lack of patience lies within the other person. And yet it is the person speaking who lacks patience. Also missing is the reflection that patience can be practiced, it can be learned. And it is a virtue, it is a very valuable skill that opens up horizons of new possibilities. It allows us to get out of the prison of our own primitive emotions, viciousness and misconceptions that are the result of defense mechanisms behind which we protect our egos.
Etc etc... up to the highest of virtues - love, the image of which modern culture has shallowed, ridiculed, trampled. There is perhaps no greater and more symptomatic lie of our times than the one repeated for years now, that “love has become a meaningless platitude.” It is not love that has become one, it is we who have lost the ability to look at it in the right way.
_____