Człowiek w kosmosie / Human in cosmos
PL
Odbyłem krótką rozmowę elektroniczną (pisemną, w komunikatorze), jedną z tych które każdą wypowiedzą brzemienne są w potencjał wątków pobocznych. Pomyślałem więc, że spróbuję te wątki poboczne poruszyć w formie monologu. Rozmowa nie poruszała wątków osobistych i była raczej generyczną wymianą zdań między nosicielami konkretnych światopoglądów, dlatego nie widzę przeszkód, aby nie cytować niektórych wypowiedzi, do których będę się odnosił.
Z tego miejsca pozdrawiam Cię, drogi interlokutorze i zapraszam oczywiście do odpowiedzi, jeśli tylko poczujesz taką chęć. Jeśli nie, również wszystko dobrze, piszę jak zawsze dla poukładania sobie w głowie.
Zaczęło się od rozmowy o książce na temat kosmosu, co do której wypowiedziałem swą obawę, że prawdopodobnie patrzy na kosmos w sposób współczesny, to jest płasko-materialistyczny. Kosmos, będący dla starożytnych całością bytu, porządkiem świata, stał się dla nas, skarlałych w naszym rozumieniu, jedynie fizykalną manifestacją, całością lecz jedynie świata materialnego.
Wątek 1 - na szczęście się zmieniło
„Wiemy więcej, więc całe szczęście możemy już opisywać to fizycznie. Te dawne wierzenia wynikały z niewiedzy i są bardzo ciekawe. No ale tak, stan wiedzy jest dużo większy i fajnie.”
Tak, stan wiedzy o fizyce i materii jest znacznie większy i fajnie. Powiedzmy. Niech będzie.
Ale nie rozumiem zdania pierwszego. Dlaczego „całe szczęście”? Jakie szczęście spotyka nas z powodu, że wybraliśmy masową ślepotę na sprawy duchowe? Mogę podać kilka przykładów negatywnych konsekwencji takiej decyzji, nie widzę jednak żadnych plusów względem sytuacji idealnej, w której wciąż rozwijalibyśmy wiedzę w obu tych kierunkach (wielu rozwija, nie demonizujmy, ale potężne zapóźnienie i oślepienie całych mas nadal jest problemem).
Przykład 1. Depresja. Choroba ducha. I duchowo właśnie najlepiej jest z nią walczyć. Jeśli tego nie wiesz, nie umiesz, jeśli wręcz nie dostrzegasz takiej możliwości, pozostaje bierne poddawanie się działaniom środków chemicznych i na to skazana jest teraz większość z nas. (Uwaga, bo temat budzi kontrowersje - nie, nie jestem lekarzem, nie, nie mówię że własnym sumptem każdemu się uda, ani że leki nie mogą być konieczne w konkretnych przypadkach. Mówię, że bardzo często chemia nie byłaby nawet potrzebna, a zdrowienie byłoby znacznie trwalsze, gdyby postępowało wraz ze świadomym wzrostem moralnym i odkrywaniem skaz własnego charakteru, czy błędnych przyzwyczajeń).
Przykład 2. Uzależnienia. Podobnie jak w przypadku depresji, jest to objaw duchowego nieuporządkowania, którego naprawiać nie sposób, jeśli się go nie dostrzega. Spróbuj namówić na posprzątanie pokoju kogoś, kto „nie wierzy w porządek w pokoju”. Dlatego ludzie wolą raczej teraz wierzyć, że „ja uzależniony nie jestem”, tak długo jak się da, czy też „bo trzeba mieć jakieś uzależnienie, żeby nie mieć gorszych” lub moje ulubione „to nie jest uzależnienie, bo wszyscy to robią”.
Przykład 3. Lub może raczej bardziej ogólne wskazanie, to zanik prawidłowego wartościowania moralnego (na skutek braku treningu). Jeśli jest tylko materia, to nie ma dobra i zła. Jeśli nie ma dobra i zła, to nie ma ich jednak jedynie w naszym mniemaniu. Jeśli uznamy, że dobre jest złe, a złe jest dobre, robimy to na własną i innych i całego świata być może zgubę. Równie dobrze możemy mówić, że góra to dół, a dół to góra. No tylko, że taką propozycję akurat wyśmieje każde nawet dziecko. Bo tylko świat materialny uznaliśmy za istniejący.
Więc dlaczego „na szczęście”? Nie wiem. Ja tego tak nie widzę.
Wątek 2 - szybko robi się mistycznie
„Czysto fizyczne patrzenie [...] unaocznia tyle zagadek i totalnych tajemnic, że robi się mistycznie mimo usilnych prób naukowych.”
Właśnie, coraz bardziej mistycznie. Duchowość, z której nie zdajemy sobie sprawy i od której się odżegnujemy, wypełnia się sama. Ludzie nieświadomi, na wpół świadomi, poszukują po omacku czegoś więcej, czegoś głębiej. Szukają przeżyć duchowych na imprezach masowych, sportowych, czy muzycznych. Szukają w narkotykach. Szukają w przyrodzie. Szukają w przestrzeni... kosmicznej. Zapełniają pustkę duchową bożkami takimi, czy innymi, którzy akurat się przypałętają. Przyjmują ich bez refleksji, bo nad czym tu się zastanawiać, skoro bogowie nie istnieją. Bardzo wielu więc karmi chciwego bożka Mammona swą własną chciwością, goni za pieniędzmi. Wielu buduje ołtarze rozrywce wizualnej, ołtarze-ekrany na pół ściany. Dominujące w przestrzeni domowej. Bardzo wielu oddaje godziny i godziny dziennie swojej uwagi bożkowi małego ekranika, smartfonu. Jeśli powiesz mi, drogi czytelniku, że masowe zamienianie ludzi w zombie, niemal nieświadome otoczenia, to nie problem natury duchowej, to znaczy że głęboko się nie rozumiemy... Ach czekaj, chyba, że duch kojarzy ci się jedynie z... fizykalną manifestacją w postaci białej zjawy powiewającej w powietrzu? W takim razie dodam, że nie mówię o duchu z filmów amerykańskich i mistyfikacjach z seansów spirytystycznych. Mówię o tym, co spaja zbiór naszych cech, dążeń, pożądliwości, zachowań i chceń w jedna całość, w jedną osobę. O tym, co może odznaczyć się hartem bądź słabością w chwili próby. O tym, co ostatecznie podejmuje decyzję i jest świadome siebie. O tym, co jest tobą, lecz nie jest materialne.
Wątek 3 - więcej niepewności, to fajnie
„[...] kosmos jako taki przestał być porządkiem, stał się chaosem. To spora zmiana dla naszego życia i nie powiedziałbym że na lepsze akurat.” - ja
„A ja tak na szybko myślę że fajnie. Przypomina o tym, że nie jesteśmy żadnym pępkiem świata i nic nie musi być takie jak chcemy.” - interlokutor
Są różni ludzie, niektórym się cni, dla wielu świat bez panującego chaosu, w którym musieliby co dzień walczyć o życie, to za mało. Rozumiem, w końcu do tego pewnie przez miliony lat przywykliśmy. Jeśli ktoś faktycznie wpada w samouwielbienie, narcyzm, z siebie samego robi sobie bożka, to dobrze jeśli się z tego stanu wybije. Nadal stawiam jednak dolary przeciw orzechom, że lepiej jeśli poczuje grozę majestatu jedynego, najwyższego Boga i nieuchronności konsekwencji porządku świata, niż grozę pustki i braku wszelkiego sensu.
Natomiast w przypadku wszystkich tych, którzy wręcz przeciwnie, walczą o nie zapadnięcie się w otchłań nihilizmu, walczą o samoakceptację i uwierzenie we własną wartość i własną sprawczość. W ich przypadku (a osób takich jest wiele i będzie coraz więcej, jeśli nic się nie zmieni) wizja świata bez duchowości, to wizja samobójcza. Więcej niepewności w ich wypadku, to już za wiele.
Wątek 4 - jeśli nie ma ducha, to nie ma wartości człowieka
„Otwiera głowę. Oducza i tak już zostawionego daleko w tyle antropocentryzmu.” - interlokutor o wizji świata czysto fizykalnego
„A to z kolei tego też nie rozumiem jak postrzegasz ten trend jako pozytywny.” - ja
„Ludzie są zadufani, myślą że mogą wszystko zrozumieć i podporządkować. A takiego wała. Jesteśmy nie tylko słabi, ale też działamy jak najgorszy pasożyt w historii planety. Do tego narcystycznie zakochany w sobie.” - interlokutor
Znając dobrze ze swojego otoczenia ten wzorzec myślenia, spodziewałem się, że po stwierdzeniu o niechcianej antropo-centryczności pojawić się może łatwo postawa jawnie anty-ludzka, antropo-fobiczna. W pustkę po porzuconej kosmicznej wizji świata, w której człowiek, jako łącznik między tym co materialne, a tym co duchowe zajmuje naturalnie centralne miejsce, równie naturalnie dlatego że patrzy na świat z własnej perspektywy, w tę pustkę łatwo wkradają się wizje-koszmary, wizje wynaturzone. Na zaburzony, tylko materialny świat nie tylko nie patrzymy już z własnej perspektywy, bo przyjmujemy pozycję (boską?) z zewnątrz, spoza naszego ziemskiego bytowania, patrząc na glob z dystansu. Również siebie samych tracimy z widzenia, jako już nieistotne, pomijalne byty, niczym nie różniące się przecież fizycznie od innych zwierząt. Reszta... reszta to już nakładki ideologiczne. Przyjąć sobie można dowolną, żadna nie będzie dobra. Wytrąceni z naszego miejsca w kosmosie nie możemy działać dla dobra stworzenia. Zrozpaczeni miotamy się w próbach zadośćuczynienia temu smutnemu faktowi, wywyższamy całe nasze środowisko ponad nas, czołgamy się u jego stóp. Matka Gaja płacze, złóżmy ludzi w ofierze. „Człowiek to pasożyt”, „człowiek to rak”. Różne wersje się słyszy, ale słyszy się je nader często od różnej maści osób. Drugą stroną tego samego medalu jest opcja obrony, zaprzeczenia „dla nas wszystko i teraz, a natura to wymysły”, czyli podejście drapieżnie eksploatacyjne, równie destrukcyjne i nieodpowiedzialne.
Ciekawą rzeczą są jawne wewnętrzne sprzeczności w każdym z tych założeń. W pierwszym człowiek niczym nie różni się od innych zwierząt, a jednocześnie jest jednak szczególnym zagrożeniem. Istnieje tylko świat materialny, lecz wyznaje się jednak prymitywną boginię-matkę. W drugim istnieje tylko materialność, a jednak jawne znaki świata materialnego, że konsekwencje naszych działań prowadzą do opłakanych skutków, są jakoby wyssane z palca. Człowiek nic nie znaczy, lecz ucieczką od lęku, który ta myśl wywołuje jest nadmierne, wyniszczające podporządkowanie człowiekowi przyrody (do czasu).
Opcji jest zresztą więcej, można też np zostać transhumanistą i pomimo niewiary w ducha, wierzyć w możliwość zachowania ludzkiej osobowości poza jego ciałem.
Ja jednak myślę, że powrót do tradycyjnej wizji kosmicznej byłby, o ile możliwy, opcją najlepszą. Z tego punktu moglibyśmy dopiero zacząć naprawiać szkody przez nas wyrządzone. Z tego punktu moglibyśmy dopiero znów obdarzać miłością i człowieka i jego środowisko przyrodnicze i dążyć do harmonijnego w nim bytowania.
zakończenie
Na tym wątku, z braku czasu skończyliśmy. I dobrze, bo i mnie teraz kończy się energia, żeby pisać. Ale chyba nakreśliłem w jakich miejscach i dlaczego nie zgadzam się z wizją kosmosu, w której się wychowałem i w której wciąż jestem głęboko zanurzony przez życie wśród ludzi, którzy tak właśnie postrzegają sprawy. Nie mam do nikogo żalu, nikt tu specjalnie nikogo nie okradał, są to procesy większe od nas i zachodzące od dawna. Możemy jednak je zrozumieć i możemy je zatrzymać (przynajmniej w samych sobie) widząc ich destrukcyjne skutki.
Jeśli doczytałaś/łeś do końca, dziękuję Ci za wspólny czas. Namiar do kontaktu do mnie znajdziesz jak zawsze, na dole, pod wpisem.
EN
I had a short electronic conversation (written, in instant messenger), one of those in which every utterance is pregnant with the potential for side threads. So I thought I would try to address these side threads in the form of a monologue. The conversation did not touch on personal matters and was more of a generic exchange between bearers of specific worldviews, so I see no obstacle to not quoting some of the statements to which I will refer.
From this place I greet you, dear interlocutor, and invite you, of course, to respond if you feel so inclined. If not, we’re also good. I’m writing, as usual, to sort things through in my head.
It started with a conversation about a book on the cosmos, about which I voiced my concern that it probably looks at the cosmos in a modern way, that is, in a flat-materialistic way. The cosmos, which for the ancients was the totality of being, the order of the world, has become for us, sarcastic in our understanding, a mere physical manifestation, a totality but only of the material world.
Thread 1 - fortunately it has changed.
"We know more, so all the luck we can already describe it physically. These old beliefs came from ignorance and are very interesting. Well, but yes, the state of knowledge is much greater, and that's cool."
Yes, the state of knowledge about physics and matter is much greater and cool. Let's say. So be it.
But I don't understand the first sentence. Why “all the luck?” What kind of luck befalls us because we chose mass blindness to spiritual matters? I can give some examples of the negative consequences of such a decision, but I don't see any pluses relative to the ideal situation, in which we would still develop knowledge in both directions (many do, let's not demonize, but the massive backwardness and blindness of entire masses is still a problem).
Example 1 Depression. A disease of the spirit. And spiritually is precisely the best way to fight it. If you don't know that, don't know how to, if you don't even see the possibility, what remains is a passive exposure to chemicals, and that's what most of us are condemned to now. (Note, because the topic is controversial - no, I'm not a doctor, no, I'm not saying that on your own you can always succeed, nor that drugs may not be necessary in specific cases. I'm saying that very often chemistry wouldn't even be necessary, and the recovery would be much more lasting if it proceeded with conscious moral growth and the discovery of the flaws of one's character or erroneous habits).
Example 2 Addiction. As with depression, this is a symptom of spiritual disorder, which is impossible to fix if you don't see it. Try to persuade someone who “doesn't believe in order in the room” to clean the room. That's why people now rather prefer to believe that “I'm not an addict,” as long as they can, or “because you have to have some kind of addiction so you don't have worse ones,” or my favorite “it's not an addiction because everyone does it.”
Example 3. or perhaps a rather more general indication, is the disappearance of correct moral valuation (due to lack of training). If there is only matter, then there is no good and bad. If there is no good and bad, however, it’s only in our minds. If we think good is bad and bad is good, we do so to our own and others' and the whole world's perhaps doom. We might as well say that up is down and down is up. Well, only that such a proposition would be laughed at by even a child. Because we only considered the material world to exist.
So why “fortunately”? I don't know. I don't see it that way.
Thread 2 - it gets mystical fast.
“Purely physical view [...] reveals so many puzzles and total mysteries that it gets mystical despite strenuous scientific attempts.”
Exactly, it gets more and more mystical. Spirituality, of which we are unaware and from which we shun, fills itself. Unaware, semi-conscious people are searching in the dark for something more, something deeper. They look for spiritual experiences at mass sports or music events. They seek in drugs. They search in nature. They search in... cosmic space. They fill their spiritual emptiness with idols of one kind or another that just happen to stick around. They accept them without reflection, because what is there to think about if gods don't exist. So very many feed the greedy idol Mammon with their own greed, chasing money. Many build altars of visual entertainment, altar-screens for half a wall. They dominate the home space. Very many give hours and hours a day of their attention to the idol of the small screen, the smartphone. If you tell me, dear reader, that the mass transformation of people into zombies, almost unaware of their surroundings, is not a spiritual problem, it means that we deeply misunderstand each other.... Ah wait, unless you associate spirit only with.... physical manifestation in the form of a white phantom hanging in the air? In that case, I'd like to add that I'm not talking about the ghost from American movies and mystifications from spiritualist séances. I'm talking about what binds the collection of our traits, aspirations, desires, behaviors and wants into one whole, into one person. About what can characterize fortitude or weakness in a moment of trial. About what ultimately makes a decision and is self-conscious. About what is you, but is not material.
Thread 3 - more uncertainty, that's cool
"[...] the cosmos as such has ceased to be order, it has become chaos. It's quite a change for our lives, and I wouldn't say for the better acutely." - me
"And I so quickly think it's cool. It reminds us that we are no navel of the world and nothing has to be the way we want it to be." - interlocutor
There are different people, some people like it, for many a world without the prevailing chaos, in which they would have to fight for life every day, is not enough. I understand, after all, that's probably what we've been used to for millions of years. If someone actually falls into self-indulgence, narcissism, makes an idol out of himself, it's good if he breaks out of that state. However, I still bet dollars against nuts that it is better if he feels the awe of the majesty of the one, supreme God and the inevitability of the consequences of the world order, rather than the horror of emptiness and the absence of meaning.
On the other hand, in the case of all those who, on the contrary, are struggling not to sink into the abyss of nihilism, struggling for self-acceptance and belief in their own worth and self-efficacy. In their case (and there are many such people, and there will be more and more if nothing changes) the vision of a world without spirituality is a suicidal vision. More uncertainty in their case is too much.
Thread 4 - if there is no spirit, then there is no value of a person.
"It opens the head. It unshackles the already left far behind anthropocentrism." - interlocutor about the vision of a purely physical world
“And this, in turn, I don't understand how you see this trend as positive either.” - me
"People are complacent, they think they can understand and subjugate everything. But no way. Not only are we weak, but we act like the worst parasites in the history of the planet. On top of that, narcissistically in love with ourselves." - interlocutor
Knowing well from my surroundings this pattern of thinking, I expected that an overtly anti-human, anthropo-phobic attitude could easily arise after the statement of unwanted anthropo-centricity. In the void left by the abandoned cosmic vision of the world, in which the human being, as the link between the material and the spiritual, naturally occupies a central place, just as naturally because he looks at the world from his own perspective, into this void easily creep visions-nightmares, degenerate visions. Not only do we no longer look at the disturbed, merely material world from our own perspective, because we take a position (divine?) from outside our earthly existence, looking at the globe from a distance. We also lose ourselves from view, as no longer insignificant, negligible entities, nothing physically different from other animals, after all.
The rest... The rest are just ideological overlays. One can adopt any one, none will be good. Knocked out of our place in the cosmos, we cannot act for the good of creation. Desperate, we throw ourselves around trying to make up for this sad fact, exalt our entire environment above us, crawl at its feet. Mother Gaia cries, let's sacrifice humans. “Man is a parasite,” “man is a cancer.” Different versions are heard, but you hear them over and over again from different kinds of people. The other side of the same coin is the option of defense, denial “for us everything and now, and nature is just a stupid idea”, that is, a predatory exploitative approach, equally destructive and irresponsible.
The interesting thing is the apparent internal contradictions in each of these assumptions. In the first, human being is no different from other animals, yet it is nevertheless a special threat. There is only a material world, but one nevertheless worships a primitive mother goddess. In the second, there is only matter, and yet the overt signs of the material world that the consequences of our actions lead to lamentable consequences are supposedly fabricated. Man means nothing, but the escape from the anxiety that this thought causes is the excessive, devastating subordination of nature to man (for a time).
I, however, think that a return to the traditional cosmic vision would be, if possible, the best option. From this point, we could only begin to repair the damage we have done. From this point, we could only once again bestow love on both man and his natural environment and strive to exist harmoniously within it.
conclusion
On this, for lack of time, we ended. And that's good, because I'm also now running out of energy to write. But I think I've outlined where and why I disagree with the vision of the cosmos in which I grew up and in which I am still deeply immersed by living among people who see things this way. I don't resent anyone, no one here is stealing from anyone on purpose, these are processes that are bigger than us and have been happening for a long time. However, we can understand them and we can stop them (at least within ourselves) if we start by seeing their destructive effects.
If you have read to the end, thank you for your time. You'll find the contact for me, as always, at the bottom, below the post.
_____