Balans otwartości / Openness balance
PL
Miałem dziś napisać wpis w ramach ROOPHLOCH (Remote Outdoor Off-Grid Phlogging Challenge, czyli w wolnym tłumaczeniu „Wyzwanie phloggowania na dworze, zdalnie, bez podłączenia do sieci kablem”, gdzie phloggowanie, to blogowanie w protokole gopher. Glog, czyli odpowiednik bloga w gemini również jest dopuszczony w zasadach wyzwania). Moim pomysłem było wyjście z moim starym laptopem, którego bateria pozwala na około godzinę pracy i napisanie z parku miejskiego podłączając się do sieci zdalnie przez smartfon, niestety jednak plany moje zostały pokrzyżowane. Życie. Ale oto piszę sobie z hamaka, który zawiesiłem w tym roku na balkonie i w zasadzie wciąż zachowuję zasady wyzwania. Jestem na dworze, do sieci podłączony przez WiFi, no można to jakoś obronić. Postanowiłem więc napisać. Będzie to wpis z gatunku tych chaotycznych, raczej strumień świadomości niż zredagowany, przemyślany wpis.
Treścią wpisu będzie zaś krótka medytacja nad potrzebą zachowania odpowiedniego balansu w życiu między zamknięciem się i utwardzeniem by przetrwać trud życia, a otwartością potrzebną, by życia w istocie doświadczać i przeżywać.
Punktem wyjściowym niech będzie moment zlokalizowany w czasie około miesiąca temu, gdy spędzałem w tym hamaku sporo czasu. Wychodziłem wtedy z choroby, o której napisałem dla Was długi wpis. Ten okres powracania do życia i nabierania siły charakteryzował się niesamowicie silną wrażliwością na wszystkie aspekty życia. Znajdowałem się wtedy w stanie nieustannego zachwytu. Poczucie powracającego w ciele życia, niezwykle intensywnie przeżywane doświadczanie smaku jedzenia, zachwyt każdym drobnym aspektem otaczającej przyrody (drzewo nieopodal, kwiaty na balkonie, światło słoneczne, czy dotyk wiatru na skórze). W każdej sekundzie przepajała mnie wdzięczność, że mogę tego doświadczać i wzruszałem się tym doświadczeniem wielokrotnie w ciągu dnia. W pewien sposób dane mi było powrócić do stanu dziecka chłonącego rzeczywistość szeroko otwartymi oczami i było to wspaniałe doświadczenie.
Myśl, która przemknęła mi dziś przez głowę i którą się chciałem podzielić, była taka, że choć ta świeżość i intensywność doświadczania jest dostępna na wyciągnięcie ręki, jednocześnie jesteśmy od niej oddzieleni barierami, których nie potrafimy w codziennym życiu przezwyciężyć, których nie rozumiemy i nie widzimy. Barierami wyrobionych przez lata i dziesięciolecia naszego życia. Barierami mechanizmów obronnych, lęków, znużenia rutyną, rozgoryczenia i frustracji i zwykłego zmęczenia. Aby przeżywać świat, jak niewiniątko, trzeba się go nie bać, trzeba nie oczekiwać, że ta pełna otwartość przyniesie nam ból i rozczarowanie.
Czy mądrym byłoby dążyć do tego stanu? Wszak nie bez powodu przestajemy w ten sposób odbierać świat. Nie bez powodu uczymy się oddzielać od niego barierami bezpieczeństwa. Co jednak, gdy dochodzimy w tej nauce tak daleko, że zapominamy o pięknie życia, od którego się odizolowaliśmy? Tracimy zainteresowanie, inspirację, poczucie sensu. Popadamy w stan apatii, czy depresji. Narzekamy wtedy na szarość i monotonię życia podczas, gdy to my stajemy się szarzy i my tworzymy monotonię swoimi wyborami.
Wtedy trzeba nam koniecznie odnowić połączenie z realnym światem. Zrobić wyłom w murze, który sami budujemy. Zamontować chociaż wizjer na zewnątrz, albo znaleźć tajne przejście, którego moglibyśmy użyć na życzenie. Z czasem, gdy nauczymy się go używać i obcować ze światem w zachwycie, możemy je poszerzyć, stworzyć oficjalne wrota, widoczne dla wszystkich. Możemy nauczyć się włączać i wyłączać tę wrażliwość. Zatrzymać się, by kontemplować piękno wieczornego nieba, wysiłek mrówki niosącej większą od siebie zdobycz do mrowiska, zapach kwiatu napotkanego na swej drodze, dobry uczynek, który ktoś nam wyrządził, każdy kęs dobrego śniadania i sekundę dobrej rozmowy z nieznajomą osobą. Na te chwile nie potrzebujemy naszych murów, naszych codziennych zbroi, które pozwalają nam przetrwać trud, wytrzymać wysiłek i ból.
To chyba tyle. Wdzięczny jestem za tę chwilę spokoju w hamaku, której mogłem doświadczyć, zazwyczaj o tej porze nie jest mi dany odpoczynek. A może nie zawsze nie mogę dotrzeć tu do hamaka z przyczyn zewnętrznych? Może czasem to moje wybory powodują, że tracę czas na coś mniej wartościowego? (tak w istocie jest w moim przypadku). I tak hamak ten staje się dla mnie symbolem utraconego balansu, o który muszę dbać, o którym tak łatwo jest zapomnieć. Hamak balansu życia.
EN
Today, I was supposed to write a post as part of ROOPHLOCH (Remote Outdoor Off-Grid Phlogging Challenge, where phlogging is blogging in the gopher protocol. A glog, which is the equivalent of a blog in gemini, is also allowed in the challenge rules). My idea was to go out with my old laptop, whose battery lasts for about an hour, and write from the city park, connecting to the network remotely via my smartphone, but unfortunately my plans were thwarted. Such is life. But here I am, writing from a hammock that I hung on the balcony this year, and I'm still quite following the rules of the challenge. I'm outside, connected to the internet via WiFi, so I guess that's okay. So I decided to write. This will be one of those chaotic posts, more of a stream of consciousness than an edited, thoughtful entry.
The content of the post will be a short meditation on the need to maintain the right balance in life between closing oneself off and hardening oneself to survive the hardships of life, and the openness needed to truly experience and live life.
Let's start with a moment about a month ago, when I spent a lot of time in this hammock. I was recovering from an illness, which I wrote about in a long post for you. This period of returning to life and regaining strength was characterized by an incredibly strong sensitivity to all aspects of life. I was in a state of constant wonder. The feeling of life returning to my body, the intensely vivid experience of the taste of food, delight in every little aspect of the surrounding nature (the tree nearby, the flowers on the balcony, the sunlight, or the touch of the wind on my skin). Every second, I was filled with gratitude that I could experience this, and I was moved by this experience many times throughout the day. In a way, I was able to return to the state of a child absorbing reality with wide-open eyes, and it was a wonderful experience.
The thought that crossed my mind today and that I wanted to share was that although this freshness and intensity of experience is within reach, we are separated from it by barriers that we cannot overcome in our daily lives, that we do not understand and cannot see. Barriers created over years and decades of our lives. Barriers of defense mechanisms, fears, weariness with routine, bitterness and frustration, and simple fatigue. To experience the world like an innocent child, you must not be afraid of it, you must not expect that this complete openness will bring you pain and disappointment.
Would it be wise to strive for this state? After all, it is not without reason that we stop perceiving the world in this way. It is not without reason that we learn to separate ourselves from it with safety barriers. But what if we go so far in this learning that we forget the beauty of life from which we have isolated ourselves? We lose interest, inspiration, and a sense of meaning. We fall into a state of apathy or depression. We then complain about the grayness and monotony of life, when in fact it is we who become gray and create monotony with our choices.
Then we must renew our connection with the real world. Make a breach in the wall we are building ourselves. Install at least a peephole on the outside, or find a secret passage that we could use at will. Over time, as we learn to use it and interact with the world in wonder, we can expand it, create an official gateway, visible to all. We can learn to turn this sensitivity on and off. We can stop to contemplate the beauty of the evening sky, the effort of an ant carrying prey larger than itself to the anthill, the scent of a flower encountered on our way, a good deed done to us, every bite of a good breakfast, and every second of good conversation with a stranger. For these moments, we don't need our walls, our everyday armor that allows us to survive hardship, endure effort and pain.
That's about it. I am grateful for this moment of peace in the hammock, which I was able to experience, as I am not usually given a rest at this time of day. Or maybe it's not always external factors that prevent me from getting to the hammock? Maybe sometimes it's my choices that cause me to waste time on something less valuable? (This is indeed the case for me). And so, this hammock becomes a symbol of lost balance for me, something I must take care of, something so easy to forget. A hammock of balance of life.
_____