Gallipoli (A jednak potrafię cieszyć się kinem) / (Gallipoli) And yet I can enjoy cinema


PL


Już od lat niezmiernie rzadko oglądam filmy. Akurat ostatnio wyraziłem na głos taką myśl, że chyba na pewnym etapie życia filmy po prostu przestają człowieka interesować. I dosłownie tego samego dnia zdarzyło się, że film obejrzałem, a był to „Gallipoli” Petera Weira z 1981 roku. Film ten polecił kiedyś któryś z obserwowanych przeze mnie profili na mediach społecznościowych. Nie pamiętam niestety który. Dziękuję niniejszym temu komuś, mimo że bezimiennie. Film był bardzo dobry, a ja przypomniałem sobie, że kino może być czymś wartościowym i że film może mnie zainteresować i skłonić do refleksji.


Nie zdradzając fabuły postaram się wypunktować, co w szczególności sprawiło, że film przypadł mi do gustu:

- Naturalność, prostota montażu, gry aktorskiej, zdjęć... Jakoś dobrze mi się to oglądało przez sam fakt, że nie było czuć tej tak dominującej we współczesnym kinie sztuczności, przejaskrawienia, podkręcenia wszystkiego do granic możliwości przy jednoczesnym braku uczuciowej głębi, braku prawdziwości. Rozumiecie, o czym piszę? Ciężko to wysłowić.

- Duża waga aspektu wyborów moralnych i kontrastowania przykładów zachowań moralnych i niemoralnych, honorowych i niehonorowych, odważnych i tchórzliwych.

- Scena końcowa, która choć, jak często i słusznie filmy wojenne, wskazuje na absurdy wojny (więcej nie napiszę, żeby nie psuć filmu tym, którzy nie oglądali), wciąż pokazuje głównego bohatera zachowującego honor.

- Wreszcie aspekt dość osobisty. Przedstawione wydarzenia toczyły się w czasie pierwszej wojny światowej. Mój dziadek walczył w podobnych okolicznościach niedługo potem, w drugiej wojnie. Przedstawione realia różniły się od tych, w których musiał się znaleźć znacznie mniej niż różnią się od nich obrazy współczesnego pola walki.

- Dodatkowy nostalgiczny plusik za scenę z muzyką Jean Michelle Jara, którego w dzieciństwie bardzo lubiłem słuchać.


EN


I almost don’t watch any movies for years now. Recently, I expressed the thought that at a certain stage in life, movies simply cease to interest people. And on that very same day, I happened to watch a movie, Peter Weir's 1981 "Gallipoli". This film was recommended to me by one of the social media profiles I follow. Unfortunately, I don't remember which one. I would like to thank that person, even though they remain anonymous. The film was very good, and it reminded me that cinema can be something valuable and that a film can interest me and make me reflect.


Without giving away the plot, I will try to point out what particularly made me like the film:

- The naturalness, simplicity of editing, acting, cinematography... Somehow, I enjoyed watching it because it didn't have that artificiality, exaggeration, and over-the-top drama that is so dominant in contemporary cinema, with its lack of emotional depth and authenticity. Do you understand what I mean? It's hard to put into words.

- The great importance of moral choices and the contrast between moral and immoral, honorable and dishonorable, courageous and cowardly behavior.

- The final scene, which, although, as is often and rightly so the case in war films, points to the absurdities of war (I won't write any more so as not to spoil the film for those who haven't seen it), still shows the main character maintaining his honor.

- Finally, a rather personal aspect. The events depicted took place during World War I. My grandfather fought in similar circumstances shortly thereafter, in World War II. The realities depicted differed from those he had to face much less than they differ from images of the modern battlefield.

- An additional nostalgic bonus for the scene with music by Jean Michelle Jar, whom I loved listening to as a child.



_____