Powrót - improwizacja


PL


Rok założenia tysiąc dziewięćset pięćdziesiąt dziewięć

-spółdzielnia mieszkaniowa. W jakim mieście, nie wiem.

Pół dnia spędzone w busie

i dziesięć minut przerwy na siusiu.

Jakaś kobieta na ulicy.

Ktoś krzyczy, słów nie słyszę przez szybę.

Dokąd idą? Jak wygląda ich życie?

Ich pragnienia, ich smutki, ambicje?

Nie działa lampka nad moim siedzeniem.

Kończę, zgarbiony, rozdział, po czym patrzę przed siebie.

Już nie poczytam, słońca ostatnie promienie.

Pusty przystanek, kapliczka - Matka Boska,

kwiaty i lampka czerwona. Drżenie.

Pola i sady migają. W domu przywita mnie żona.

Gra radio. Śpiewają. Gdy wyprzedzamy,

boję się o wypadek.

Uf, kierowca znowu dał radę(e).

Pusta stacja. Dwa tiry.

Biały domek przy drodze.

Światła się zapaliły.

Kto żyje w nim i jakie historie ma do opowiedze-

nia? Nigdy się nie dowiem, nigdy!

Wiem i widzę tyle ile ta latarnia na wzgórzu.

Mała poboczna droga pełna kurzu,

snop światła w pustkę. Nie dużo,

tak nie dużo zrozumieć nam dane.

Wiadomości w radio - w Tatrach znalezione ciało roztrzaskane.

Światłość wiekuista niechaj mu świeci, amen.

Ciemno już, czarne drzewa i światła w oddali.

Znów mówią o wojnie,

dziś jeszcze śpi ziemia spokojnie. Co ci niemiłe, nie rób nikomu.

Pasażerowie też pousypiali.

Ja nie śpię. Patrzę. Wracam do domu.




_____